Terenowa Gra Fabularna "Teomachia"
Gdy wśród drzew na południu słyszysz pieśń wilka,
Zarygluj drzwi, okiennice - pomódl się razy kilka,
Jedyny ratunek w najwyższym Pursanie
Módl się gorliwie, to nic się nie stanie...
(porzekadło ludowe)
Po ustaleniu wspólnych granic pomiędzy Rondianem i Cesarstwem, zdołano ustanowić delikatny Sojusz militarny na zasadach partnerskich. Delikatny oczywiście, ze względu na to, że duża część dygnitarzy imperialnych chętnie krzyczałaby "Rebelianci! Zdrada!" za niechęć Rondianu do powrotu na łono opiekuńczego cesarstwa, gdyby nie fakt przytłaczającej pod każdym względem przewagi Baronii.
Sojusz po roku obrad zdecydował się wysłać wspólną interwencję w rejony południowego końca bariery monastyru na ziemiach cesarskich, skąd niedawno doszły sygnały o udanych próbach przełamania ściany, przez nieznane istoty i moc równą boskiej. W ten sposób siły sojuszu docierają, do najdalej wysunietego na południowy wschód punktu cesarstwa, niewielkiej wsi zwanej Bymbrowycze...
"- Semen, słyszałeś to?
- Ano, coś spłoszyło łanię jakieś sto kroków w tamtym kierunku - rzekł niedbale wskazując patykiem ciemne krzaki po drugiej stronie polany.
Dwóch, łowczych popatrzyło po sobie, nad iskrami trzaskającego ogniska. Znali się na swojej robocie dostatecznie dobrze by wiedzieć, że żadne zwierze nie podkradałoby się w kierunku tak jasno płonącego ognia. Z drugiej strony mieszkali tutaj od urodzenia, a wszyscy miejscowi wiedzieli, że nie tylko zwierzęta żyją w Południowej Puszczy.
- Kuszę masz zrepetowaną?
- Mom - Odrzekł brodaty dryblas, pokazując bełt zakończony paskudnym stalowym grotem z hakiem, pewnie leżący w łożu. Solidna drewniana kibić zdawała się drżeć pod naciskiem cięciwy.
- No to choć - Odrzekł drugi wyciągając zza pasa krótki, myśliwski toporek, a drugą ręką wyjmując żagiew z ogniska.
Gęste ciemności Puszczy zdawały się pochłaniać wątłe światło prowizorycznej pochodni. Chłód który nagle spadł na polanę osrebrzył szronem trawę. Nienaturalna cisza, przerywana jedynie nerwowym oddechem łowców, sprawiała wrażenie martwej... dopóki nie usłyszeli krzyku. Krzyku konającego z bólu... człowieka? I nadchodzące kroki...
- Wracamy! Do ogniska! To się zbliża!
Nie uszli kilku kroków, gdy na polanę wybiegł człowiek... nie, nie człowiek - elf! Oszalałe w rządzy mordu oczy nerwowo wypatrywały niewiadomego w ciemności. Jasne, długie włosy, z wplątanymi w nie białymi kwiatami jaśminu, oblepione ciemno-zieloną posoką, sączącą się z szerokiej rany na głowie, ponuro opadały na twarz przybysza. Prawa ręka wywichnięta pod nienaturalnym kątem, zwisała bezwładnie - lewa trzymająca włócznię była po łokieć skąpana w czerwonej krwi. Wątły, blady tors ze strzępami skórzanej zbroi, nosił na sobie liczne rany, które dawno zabiłby już przeciętnego człowieka. Spod ran można było dostrzec sieć skomplikowanych znaków znamionujących skórę uciekiniera. Dostrzegłwszy inne istoty na polanie zaczął krzyczeć ochrypłym z paniki głosem!
- Atan! Harna... ranco... Uciekajcie głupcy! Srebrzysty nadchodzi...
W tym momencie miejsce z którego wypadł elf, pociemniało, a wprawne oko myśliwego bez problemu dostrzegło dwa jarzące się czerwono punkty i błyszczący w słabym świetle garnitur zębów wyszczerzonych w atawistycznym grymasie. Dało się słyszeć, mrożący krew w żyłach warkot. Elf momentalnie skierował kamienne ostrze włóczni w kierunku wroga. Inkantując coraz głośniej niezrozumiałe słowa zdawał się błyszczeć. Nie! To runy pokrywające jego ciało zaczynały się świecić niebieskim światłem! Jasna energia wydobywająca się z poprzez runiczne znaki pełzała mierzwiąc oszronioną trawę, uderzając w gałęzie pobliskich drzew i rozłupując kamienie. Wrażenie zapachu nadchodzącej burzy było nie do odparcia. Bielma oczu po chwili również zaczęły płonąć ogniem run.
- Uciekajcie... nie zatrzymam go długo... - wyszeptał."
Offline